niedziela, 5 kwietnia 2015

Wielkanoc wczoraj i dzisiaj

Wydaje mi się, że na samym początku należało by powielić schemat wielu bloggerów i życzyć czytelnikom “Wesołego Alleluja!”, oczywiście życzę odwiedzającym wszystkiego co najlepsze, jednak jest to raczej pierwszy i ostatni raz, kiedy robie to w osobnym wpiście, bowiem wszelkie posty na stronach zawierające jedynie świąteczne życzenia najzwyczajniej w świecie mnie irytują. W mojej opinii jest to zwykłe zawalanie miejsca na stronie, przecież każdy wie, że wszyscy życzą sobie jak najlepiej (ojej, jacy my nagle dla siebie mili i miłosierni!).


Gdy byłam małą dziewczynką święta rzeczywiście coś dla mnie znaczyły. Już kilka tygodni przed czuło się w domu wielką atmosferę oczekiwania. Mama przygotowywała menu na wielkanocny stół, wysyłała dalszej rodzinie świąteczne kartki, dekorowała dom wszelkiego typu pisankami, barankami, owieczkami, czyli ogólnie mieszkanie na pewien czas stawało się małą stodołą. W wielkim tygodniu, począwszy od czwartku, codziennie chodziło się wieczorem do kościoła. Najlepiej było już pół godziny przed mszą zaklepać sobie miejsce, żeby przez przypadek podczas prawie trzech godzin stania nie stracić czucia w nogach albo co gorzej przytomności. W Wielką Sobotę ja jako najmłodsza z rodziny byłam oddelegowana do poświęcenia wielkanocnego koszyczka i zawsze przed wyjściem do kościoła wkurzałam się na mamę, że do malowania jajek nie użyła kolorowych barwników tylko tzw. cebulaku. Następnego dnia zaczynało się już świętowanie na całego, punkt 6 rano zaczynała się rezurekcja poprzedzona uroczystą procesją wokół kościoła, a potem całą rodziną rozpoczynaliśmy śniadanie przy syto zastawionym stole. Takie święta pamiętam z dzieciństwa.

I tylko wspomnienia ze świętowania mi zostały, bowiem teraz wielkanoc stała się bardziej czystą formalnością aniżeli prawdziwym rodzinnym świętem. Mama rozstała się z tatą i wyprowadziła się do osobnego mieszkania, ja przestałam chodzić do kościoła (i w sumie tak teraz myślę, że cały czas przedtem chodziłam tam tylko ze względu na fanatyczność religijną mojej mamy, która wręcz robiła mi awantury jeśli nie pojawiłam sie na mszy), a rodzeństwo rozjechało się po świecie i założyło własne rodziny. Jak więc dzisiaj wyglądał mój poranek? Obudziłam się ledwo żywa około 8 rano, weszłam do salonu, gdzie czekał już tato paląc papierosa, a za chwilę wpadła babcia dając nam część święconki, byśmy nie byli tak bezbożni i choć zjedli tradycyjnie kawałek święconego jajka. Złożyliśmy sobie życzenia i na tym święta się skończyły. Ja tradycyjnie zjadłam na śniadanie owsiankę, a tato pojechał do pracy, do której nawiasem mówiąć ja również zaraz się zbieram. Nie było stołu uginającego się pod ciężarem jedzenia, nie było baranków, zajączków ani całej rodziny. Czy jestem jakoś zawiedziona? Nie, szczerze powiedziawszy nawet wolę takie spokojne nie-święta niż pełne zamieszania trzy dni, które kończą się tym, że przy stole ktoś się pokłóci I odchodzi obrażony.

Wkońcu i tak we wtorek wszystko wróci do normy. Wszyscy zapomną o świątecznych formalnościach, będą tak samo jak zazwyczaj, czyli bez zbędnych grzeczności, się do siebie odnosić, a do tego tylko dojdzie masa narzekania, jak to przez święta przybyło wszystkim kilogramów.

14 komentarzy:

  1. Zazdroszczę, że przynajmniej pamiętasz takie piękne święta. Ja nigdy ich tak nie obchodziłam, a chciałabym :)
    Pozdrawiam!
    megmegann.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Oj rozumiem doskonale... Kiedyś jeździło się do babci, czekało na święta te czy Bożego Narodzenia a teraz....czasem, aż nie chce mi się tych sztucznych świąt

    OdpowiedzUsuń
  3. U mnie święta co rok wyglądają podobnie, 2 dni przesiedziane w kuchni na przygotowywaniu jedzenia i sprzątaniu, malowanie jajek, potem przy stole bicie się jajkami i objadanie do odpięcia pierwszego guzika w spodniach... I mimo, że wygląda to niby podobnie, to nie czuję już tej atmosfery, jakiejś magii, która zawsze towarzyszyła mi w dzieciństwie. To samo ze świętami Bożego Narodzenia. Teraz jest jakoś tak... zwyczajnie...

    OdpowiedzUsuń
  4. Święta z dzieciństwa to były Święta... teraz też nie czuję już takiej atmosfery. A szkoda..
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  5. A ja żadnych swiat nie wspominam jakos wyniośle. Ogolnie za swietami nie przepadam. Bardziej nie lubie Bożego Narodzenia niz Wielkanocy, ale moze kiedys sie to zmieni.

    Powodzenia :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Ja mam dosłownie to samo ze świetami :)
    Jednak nauczyłam się je rodzinnie spędzać, a raczej zagryzać zęby, żeby nie było kłótni :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Też uwielbiam spokój i rodzinną atmosferę w święta. Tak mało takich okazji przez resztę roku... ;))

    OdpowiedzUsuń
  8. Dlatego ja z siostrą już ustaliłam, że kolejne święta zabieramy rodziców i jedziemy gdzieś na wycieczkę :)

    OdpowiedzUsuń
  9. U mnie też nie jest tak kolorowo - każde święta to takie udawanie prawdziwych chrześcijan, tylko żeby było że rodzina obchodzi święta :-\

    OdpowiedzUsuń
  10. Dla mnie święta też straciły magię, stały się tylko formalnością. I z tego, co widzę, coraz więcej osób ma podobne odczucia. Nie wiem, czym to jest spowodowane. Że dorastamy? Że widzimy, że życie wcale już nie jest takie kolorowe i że to nie kolorowe pisanki są odpowiedzialne za świąteczną atmosferę? W każdym bądź razie... Święta, święta i po świętach.

    OdpowiedzUsuń
  11. Dla mnie święta są czasem dla najbliższych, nie chodzi o zajączka, prezenty czy super wysprzątany dom. Chodzi o to, że wreszcie wszyscy mają chwilę na to żeby usiąść, złapać oddech i opowiedzieć co słychać.

    OdpowiedzUsuń
  12. Teraz święta straciły radość.Faktycznie w przeszłości było miło i jest co wspominać;)

    OdpowiedzUsuń
  13. Jakoś milej wspomina się święta z dzieciństwa. A potem zaczęły mi się one kojarzyć z kłotniami, wielkimi przygotowaniami po to, by siedzieć przez kilka godzin. Marzy mi się taki świąteczny, wielkanocny dzień, w którym zjadłabym śniadanie i pojechała na wycieczkę, nie musząc siedzieć w domu i 'świętować'.

    OdpowiedzUsuń
  14. W dzieciństwie wszystko było "fajniejsze", tak to już jest...

    OdpowiedzUsuń