Wydaje mi się, że
na samym początku należało by powielić schemat wielu bloggerów i
życzyć czytelnikom “Wesołego Alleluja!”, oczywiście życzę
odwiedzającym wszystkiego co najlepsze, jednak jest to raczej
pierwszy i ostatni raz, kiedy robie to w osobnym wpiście, bowiem
wszelkie posty na stronach zawierające jedynie świąteczne życzenia
najzwyczajniej w świecie mnie irytują. W mojej opinii jest to
zwykłe zawalanie miejsca na stronie, przecież każdy wie, że
wszyscy życzą sobie jak najlepiej (ojej, jacy my nagle dla siebie
mili i miłosierni!).
Gdy byłam małą
dziewczynką święta rzeczywiście coś dla mnie znaczyły. Już
kilka tygodni przed czuło się w domu wielką atmosferę
oczekiwania. Mama przygotowywała menu na wielkanocny stół,
wysyłała dalszej rodzinie świąteczne kartki, dekorowała dom
wszelkiego typu pisankami, barankami, owieczkami, czyli ogólnie
mieszkanie na pewien czas stawało się małą stodołą. W wielkim
tygodniu, począwszy od czwartku, codziennie chodziło się wieczorem
do kościoła. Najlepiej było już pół godziny przed mszą
zaklepać sobie miejsce, żeby przez przypadek podczas prawie trzech
godzin stania nie stracić czucia w nogach albo co gorzej
przytomności. W Wielką Sobotę ja jako najmłodsza z rodziny byłam
oddelegowana do poświęcenia wielkanocnego koszyczka i zawsze przed
wyjściem do kościoła wkurzałam się na mamę, że do malowania
jajek nie użyła kolorowych barwników tylko tzw. cebulaku.
Następnego dnia zaczynało się już świętowanie na całego, punkt
6 rano zaczynała się rezurekcja poprzedzona uroczystą procesją
wokół kościoła, a potem całą rodziną rozpoczynaliśmy
śniadanie przy syto zastawionym stole. Takie święta pamiętam z
dzieciństwa.
I tylko
wspomnienia ze świętowania mi zostały, bowiem teraz wielkanoc
stała się bardziej czystą formalnością aniżeli prawdziwym
rodzinnym świętem. Mama rozstała się z tatą i wyprowadziła się
do osobnego mieszkania, ja przestałam chodzić do kościoła (i w
sumie tak teraz myślę, że cały czas przedtem chodziłam tam tylko
ze względu na fanatyczność religijną mojej mamy, która wręcz
robiła mi awantury jeśli nie pojawiłam sie na mszy), a rodzeństwo
rozjechało się po świecie i założyło własne rodziny. Jak więc
dzisiaj wyglądał mój poranek? Obudziłam się ledwo żywa około 8
rano, weszłam do salonu, gdzie czekał już tato paląc papierosa, a
za chwilę wpadła babcia dając nam część święconki, byśmy nie
byli tak bezbożni i choć zjedli tradycyjnie kawałek święconego
jajka. Złożyliśmy sobie życzenia i na tym święta się
skończyły. Ja tradycyjnie zjadłam na śniadanie owsiankę, a tato
pojechał do pracy, do której nawiasem mówiąć ja również zaraz
się zbieram. Nie było stołu uginającego się pod ciężarem
jedzenia, nie było baranków, zajączków ani całej rodziny. Czy
jestem jakoś zawiedziona? Nie, szczerze powiedziawszy nawet wolę
takie spokojne nie-święta niż pełne zamieszania trzy dni, które
kończą się tym, że przy stole ktoś się pokłóci I odchodzi
obrażony.
Wkońcu i tak we
wtorek wszystko wróci do normy. Wszyscy zapomną o świątecznych
formalnościach, będą tak samo jak zazwyczaj, czyli bez zbędnych
grzeczności, się do siebie odnosić, a do tego tylko dojdzie masa
narzekania, jak to przez święta przybyło wszystkim kilogramów.
Zazdroszczę, że przynajmniej pamiętasz takie piękne święta. Ja nigdy ich tak nie obchodziłam, a chciałabym :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
megmegann.blogspot.com
Oj rozumiem doskonale... Kiedyś jeździło się do babci, czekało na święta te czy Bożego Narodzenia a teraz....czasem, aż nie chce mi się tych sztucznych świąt
OdpowiedzUsuńU mnie święta co rok wyglądają podobnie, 2 dni przesiedziane w kuchni na przygotowywaniu jedzenia i sprzątaniu, malowanie jajek, potem przy stole bicie się jajkami i objadanie do odpięcia pierwszego guzika w spodniach... I mimo, że wygląda to niby podobnie, to nie czuję już tej atmosfery, jakiejś magii, która zawsze towarzyszyła mi w dzieciństwie. To samo ze świętami Bożego Narodzenia. Teraz jest jakoś tak... zwyczajnie...
OdpowiedzUsuńŚwięta z dzieciństwa to były Święta... teraz też nie czuję już takiej atmosfery. A szkoda..
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
A ja żadnych swiat nie wspominam jakos wyniośle. Ogolnie za swietami nie przepadam. Bardziej nie lubie Bożego Narodzenia niz Wielkanocy, ale moze kiedys sie to zmieni.
OdpowiedzUsuńPowodzenia :)
Ja mam dosłownie to samo ze świetami :)
OdpowiedzUsuńJednak nauczyłam się je rodzinnie spędzać, a raczej zagryzać zęby, żeby nie było kłótni :)
Też uwielbiam spokój i rodzinną atmosferę w święta. Tak mało takich okazji przez resztę roku... ;))
OdpowiedzUsuńDlatego ja z siostrą już ustaliłam, że kolejne święta zabieramy rodziców i jedziemy gdzieś na wycieczkę :)
OdpowiedzUsuńU mnie też nie jest tak kolorowo - każde święta to takie udawanie prawdziwych chrześcijan, tylko żeby było że rodzina obchodzi święta :-\
OdpowiedzUsuńDla mnie święta też straciły magię, stały się tylko formalnością. I z tego, co widzę, coraz więcej osób ma podobne odczucia. Nie wiem, czym to jest spowodowane. Że dorastamy? Że widzimy, że życie wcale już nie jest takie kolorowe i że to nie kolorowe pisanki są odpowiedzialne za świąteczną atmosferę? W każdym bądź razie... Święta, święta i po świętach.
OdpowiedzUsuńDla mnie święta są czasem dla najbliższych, nie chodzi o zajączka, prezenty czy super wysprzątany dom. Chodzi o to, że wreszcie wszyscy mają chwilę na to żeby usiąść, złapać oddech i opowiedzieć co słychać.
OdpowiedzUsuńTeraz święta straciły radość.Faktycznie w przeszłości było miło i jest co wspominać;)
OdpowiedzUsuńJakoś milej wspomina się święta z dzieciństwa. A potem zaczęły mi się one kojarzyć z kłotniami, wielkimi przygotowaniami po to, by siedzieć przez kilka godzin. Marzy mi się taki świąteczny, wielkanocny dzień, w którym zjadłabym śniadanie i pojechała na wycieczkę, nie musząc siedzieć w domu i 'świętować'.
OdpowiedzUsuńW dzieciństwie wszystko było "fajniejsze", tak to już jest...
OdpowiedzUsuń